Debiut reżyserski Izabeli Szylko miał być wielkim jubileuszowym hołdem dla Aliny Janowskiej. Szkoda tylko, że młoda reżyserka nie zaufała swojej aktorce i zatopiła tym samym ciekawa rolę w sosie
Debiut reżyserski Izabeli Szylko miał być wielkim jubileuszowym hołdem dla Aliny Janowskiej. Szkoda tylko, że młoda reżyserka nie zaufała swojej aktorce i zatopiła tym samym ciekawą rolę w sosie nieprzekonującej przypowieści. "Niezawodny system" pasowałby świetnie do telewizyjnego cyklu Święta Polskie. Budująca opowieść o starszej pani, która próbuje odzyskać stracony przed laty w wyniku lekkomyślności rodzinny naszyjnik. Ponieważ świadczenia emerytalne w naszym kraju są jakie są, Maria stara się zdobyć potrzebną na odzyskanie pamiątki sumę, grając w ruletkę. Jednocześnie najmuje się jako opiekunka dziecka swojej zapracowanej sąsiadki i znajduje czas na platoniczny flirt z adorującym ją sąsiadem (Wojciech Siemion) oraz próbę wyciągnięcia z hazardowego nałogu kompana nocnych wypraw do kasyna. Za dużo grzybów w tym barszczu. Szylko chciała zdaje się pójść drogą Doroty Kędzierzawskiej, niestety brakuje jej finezji reżyserki "Pora umierać". Postać Janowskiej, niepokornej starszej pani, która u kresu życia próbuje naprawić to, co jeszcze możliwe, daje szerokie pole do popisu, z którego wielka aktorka szczodrze korzysta. Jest typem ironicznego obserwatora, celnie punktującego rzeczywistość, z pobłażaniem przyglądającej się zmaganiom młodych i ich "wydumanym" problemom. Ona nie ma już na nie czasu, zostają tylko rzeczy najważniejsze. Gdyby Szylko opowiedziała tę historię konsekwentnie z punktu widzenia starszej pani, wyszedłby z tego świetny, gorzko-słodki monodram (vide Danuta Szaflarska we wspomnianym filmie "Pora umierać"). Niestety debiutująca reżyserka chce koniecznie opowiedzieć umoralniającą bajkę o "dobrej babci", stąd męczące wątki poboczne, mające na siłę wprowadzić ciepłą i magiczną atmosferę. Nie wiem, dlaczego nasi twórcy zawsze "upupiają" i infantylizują starość, niestety "Niezawodny system" wpisuje się tę tradycję. I choć film Szylko ogląda się sympatycznie, myślę, że "żywa historia polskiego kina", jak nazywają Janowską przyjaciele, zasługuje na ciekawszy pomnik.